Jak przekuć pasję w zawód i stać się zakochanym bez pamięci bibliofilem, który zaciąga się zapachem książek? O tym opowie Jan Grochocki – dzisiejszy gość w ramach cyklu Historie autentyczne.
Bibliofil i introligator – Jan Grochocki
Mogę powiedzieć, że zarabiam na życie wiedzą o książkach. Prowadzę warsztaty introligatorskie, czasem sprzedaję też własne produkty – notesy, zakładki, biżuterię w formie miniaturowych książek. Oprócz tego moim drugim źródłem utrzymania jest praca z tekstem – redakcja i copywriting. Zajmuję się tym z dwóch powodów – pierwszy to taki, że zostałem obdarowany takim a nie innym talentem, ale tak się też złożyło – i to drugi powód – że sprawia mi to niesamowitą frajdę. I pisanie, i oprawiane książek. Obydwie te rzeczy są moją pasją. Podejrzewam, że wzięły się one stąd, że zawsze lubowałem się w czytaniu książek – a w zasadzie nie tyle nawet samym czytaniu, co w zaspokajaniu ciekawości świata. Książki doskonale spełniały to zadanie. Podejmowałem też oczywiście mniej lub bardziej świadome próby pisarskie.
Miałem to szczęście, że udało mi się skończyć wymarzone studia polonistyczne, które pozwoliły mi te zainteresowania i talenty pogłębić i znacznie rozwinąć, wprowadzić je na bardziej profesjonalne tory.
Ostatnio udało mi się nawet te dwie pasje połączyć i w ten sposób zacząłem pisać bloga o książkach. Nie tylko o pięknych, ozdobnych oprawach książek, ale też o książce jako zjawisku – o czytelnictwie, bibliofili czy o jej historii. I oczywiście o tym, jak powstaje.
Cały czas jestem pod wrażeniem tego, jak zaskakujące może być życie – najczęściej jest bowiem tak, że wykonuje się pracę, która ma służyć zarobkowi i niczemu więcej, a pasją zajmuje się po pracy. U mnie obydwie te rzeczy się zazębiają – zarabiam na tym, co lubię robić. Nie ukrywam, że bardzo się z tego stanu rzeczy cieszę. Trudno w takim razie odpowiedzieć na pytanie, co jest moją pasją – w moim przypadku pasją po pracy nazwałbym te rzeczy, które robię wyłącznie dla siebie i na nich nie zarabiam. Jest to – a jakże – literatura i jej badanie; fascynuję się powieścią gotycką i nurtem gotycyzmu w literaturze i kulturze.
Więcej o Janie przeczytacie tutaj.
Jak wyglądała Twoja droga? Skąd w Tobie tyle pasji?
Moja marka budowała się i buduje stopniowo. W zasadzie od zawsze, odkąd pamiętam – mam tu na myśli jakieś zamierzchłe czasy podstawówki – imponowało mi to, że ktoś prowadzi własną firmę i jest „na swoim”, dlatego od zawsze marzyłem, aby być w czymś naprawdę dobry i pracować na zlecenia, oczywiście w swojej firmie. Podobnie jak o pracy jako pisarz, choć to wydawało mi się wtedy mało realne i trącące fantastyką, marzeniami na zasadzie „co bym zrobił, gdybym wygrał milion”. Zaczęło się to ziszczać na studiach, kiedy uczyłem się języka i zaczynałem robić pierwsze korekty tekstów, skład publikacji i kiedy robiłem pierwsze notesy. Stopniowo mogłem rezygnować z pracy na myjni samochodowej, stacji benzynowej czy call center. Od razu po ich zakończeniu założyłem działalność i zacząłem intensywniej pracować na swoją markę.
Jeśli chodzi o dalszy rozwój – skoro zobaczyłem, że udało mi się zrealizować marzenie o pracy na swoim w zawodzie który lubię, to marzenia o pisaniu książek i życiu z tego przestały być mrzonką, a stały się realnym, namacalnym celem, który przy odpowiednio dużym nakładzie pracy można zrealizować. Co z tego będzie – zobaczymy, jeszcze długa droga przede mną 😉
Co jest najtrudniejsze w introligatorstwie? Co pomaga Ci w pracy?
Trudne w mojej działalności jest to, że jest bardzo niszowa. Introligatorstwo to zawód nazywany „wymierającym”, ponieważ nie ma wielu osób, które się tym zajmują. Nie ma też gdzie się go uczyć – ja sam zdobyłem wiedzę i umiejętności przez samouctwo. Choć jest te kilka osób, również takich, które pisały książki na ten temat – to często czuję się trochę jak pionier, bo nie ma jakiejś wydeptanej „ścieżki kariery” ani pomysłu na tę pracę. Branża jest też malutka, liczy w zasadzie kilkanaście osób. Dlatego trzeba wszystko organizować sobie samemu – od pomysłu na siebie i na swoje miejsce w zawodzie, przez naukę zawodu, po wiele narzędzi i materiałów. Często bywa to bardzo demotywujące, wyczerpujące i kosztowne. A dopiero potem można w ogóle zacząć pracę.
Na całe szczęście o wiele lepiej ma się branża copywriterska, pisarska, redaktorska – są szkolenia, podręczniki, słowniki, nauczyciele, wydawnictwa. Jest wszystko, co jest potrzebne do tego, by móc spokojnie pracować. Nic tylko z tego korzystać i się doskonalić.
Czy jest coś miłego, co szczególnie wspominasz?
Czy jest coś miłego? Oczywiście. Ale ujmę to od nieco innej strony – gdy wiesz, jakie jest Twoje powołanie i je realizujesz, to wszystkie te trudności przestają być przeszkodą nie do przeskoczenia, a stają się po prostu zwykłym, codziennym mozołem, który i tak i tak trzeba przejść. Gdy jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu, to schodzą one na dalszy plan i stają się jedynie kosztem, jaki trzeba ponieść, aby być szczęśliwym w życiu. To trochę jak ze wspinaniem się – wędrówka po górach jest konieczna, aby wejść na szczyt; ale wspinanie się i zdobywanie szczytów jest Twoim celem w życiu, to nawet już nie zastanawiasz się nad tym zmęczeniem, tylko po prostu idziesz do przodu. A właściwie to w górę.
Jakieś rady dla innych?
Gdybym miał dać komuś jakieś przesłanie, to rzekłbym – rób to, do czego czujesz się powołany i co uwielbiasz robić. Oddaj się temu, a wszystko inne przyjdzie samo.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że prawie nigdzie użyłem w mojej wypowiedzi zwrotów związanych z pracą: biznes, wypłata, pieniądze, klient, szef, pracowitość, przedsiębiorczość itp. I to chyba potwierdza to, co mówię – te rzeczy przyjdą same, one są skutkiem, a nie celem. Kiedy zacząłem robić to, o czym marzyłem – to przestałem pracować. Pieniądze, działalność gospodarcza, sukcesy, wywiady w Internecie 😉 – to wszystko zaczęło się pojawiać samo, czasem nawet niezauważenie.
Jan, dziękuję Ci za wywiad, a wszystkich zainteresowanych zapraszam na jego stronę.